Pierwsze trzy punkty na koncie Portowców to pozytywny aspekt tego spotkania. Niestety brak innych powodów do zadowolenia. Pogoń, co prawda dominowała na boisku, jednak styl gry pozostawia do życzenia. Chaotyczna gra, niecelne podania i zaledwie kilka okazji strzeleckich to mało jak na drużynę pretendującą do awansu. Tym bardziej, że rywalem była drużyna, która przed sezonem straciła kilka kluczowych postaci.
Jednak pierwsze minuty spotkania dawały nadzieję na całkiem ciekawy pojedynek. Andre Gwaze wyłuskał piłkę przed polem karnym i zabrakło tylko zdecydowania, żeby szybko oddać dobry strzał na bramkę. Złe wybicie obrońcy i futbolówka powędrowała pod nogi Olgierda Moskalewicza, który oddał celny strzał… prosto w stojącego na posterunku Michała Wróbla. Akcję zakończyła dobitka Mikołaja Lebedyńskiego, która przyniosła tylko rzut rożny.
Kolejne zagrożenie pod bramką KSZO to efekt podania Moskalewicza do Roberta Kolendowicza. Niestety nowy nabytek szczecińskiej Pogoni strzelając z kilku metrów minimalnie chybił i piłka minęła słupek bramki gości.
Piłkarze z Ostrowca odpowiedzieli serią dwóch rzutów rożnych. Jednak interwencje kolejno Krzysztofa Hrymowicza i Radosława Janukiewicza zażegnały niebezpieczeństwo.
Na zakończenie pierwszej części spotkania Portowcy stanęli przed szansą zdobycia bramki z rzutu wolnego po faulu na Lebedyńskim. Przemysław Pietruszka dośrodkował w pole karna, tam najwyżej wyskoczył Marcin Dymkowski, ale jego uderzenie głową było minimalne niecelne.
Nic dziwnego, że kibicom nie podobała się taka gra Portowców i dali temu wyraz, gdy zawodnicy schodzili do szatni.
Na szczęście kilka minut po wznowieniu gry składna akcja przyniosła Pogoni prowadzenie. Bartosz Ława zagrał w poprzek do Kolendowicza, który natychmiast odegrał do niebiegającego na dwudziesty metr Pietruszki. Pomocnik Pogoni pewnym, płaskim strzałem umieścił piłkę w bramce.
Niestety okazji do podwyższenia wyniku było jak na lekarstwo, także każda akcja KSZO mogła zakończyć się podziałem punktów. Na szczęście goście nie wykorzystali tego, że coraz łatwiej przedzierali się w okolice pola karnego Portowców. Gospodarze natomiast nie potrafili podwyższyć prowadzenia. Marcin Nowak próbował „wywalczyć” rzut karny, po tym jak przewrócił się w polu karnym, Maksymilian Rogalski z rzutu wolnego trafił prosto w mur, a Marcinowi Bojarskiemu zabrakło kroku, by dopaść piłkę w polu karnym i znaleźć się w sytuacji sam na sam.
(źródło: Dariusz Śliwiński)