|
Rozmowa z Mariuszem Kurasem
- A jeżeli chodzi o szeroko pojęte sprawy organizacyjne?
- Połączyła nas trudna sytuacja klubu. Jedziemy przecież na tym samym wózku. Piłkarze chcą się pokazać i w ten sposób zwrócić na siebie uwagę potencjalnego pracodawcy. Poza tym drzemie w nich sportowa złość. Kiedy wychodzą na mecz budzi się i wówczas szarpią. Chcą wygrać, dają z siebie wszystko. Gdyby grali słabo, to takich propozycji, jakie otrzymali Dariusz Gęsior czy Jerzy Podbrożny, by nie było. - A pan otrzymał propozycję pracy w innym klubie? - Nie. Choć nie ukrywam, że miło byłoby taką otrzymać. Ale tylko z klubu, w którym wszystko jest poukładane, a nie stoi na głowie. Pracę w Pogoni traktuję przede wszystkim jako promocję moich umiejętności i osoby. Chyba, że coś się zmieni. To wtedy także jako źródło dochodu. - Czyli na razie nie "powąchał" pan zbyt dużych pieniędzy? - Tak jak piłkarze dostałem nieco pieniędzy od komornika. - Trochę szkoda, że tysięcznego meczu w lidze Pogoń nie rozegrała w Szczecinie przy sztucznym oświetleniu... - Z pewnością. Mogła być fantastyczna zabawa. Wprawdzie klubu nie stać na zorganizowanie imprezy, ale myślę, że miasto na pewno by się postarało o odpowiednią oprawę. Przecież wszystko jest dla mieszkańców Szczecina. Zbigniew Koźmiński z Wisły Kraków mówił, że jego klub nic by nie miał przeciwko temu, by rozegrać spotkanie w Szczecinie, ale ja nie jestem tego taki pewien. Uskrzydlona dopingiem kibiców Pogoń mogłaby pozbawić Wisłę cennych punktów. - Czy nie czujecie się osamotnieni? Prezes klubu nie znajduje od kilku miesięcy czasu, by przyjechać na mecz. Jedyną osobą administrującą Pogonią jest p. o. dyrektora rzecznik prasowy. - Rzeczywiście, prezes jest daleko i być może nie zawsze wie, co tu się dzieje, by wymienić chociażby przykład tego jubileuszowego meczu. Nie ma poza tym menedżera, który pilnowałby wszystkich spraw. Tymczasem w Szczecinie są tylko sekretarki. Nie wszystkie sprawy da się załatwić na linii Szczecin - Warszawa. Czasami trzeba to zrobić osobiście, a z tym są problemy. - Zapewne chciałby pan, by kadra zespołu nieco się zmieniła. Oczywiście mam na myśli jej powiększenie. - Dobrze by było. Potrzebne są wzmocnienia - to nie ulega wątpliwości - w zasadzie w każdej formacji, z wyjątkiem bramkarza. Dzwonią do klubu piłkarze z "nazwiskami", którzy chcą grać w Pogoni, ale nie mając gwarancji finansowych nie zamierzają podpisywać kontraktów. Niebezpieczeństwem jest, że w każdej chwili mogą odejść ci z portowców, którzy walczą w PZPN o swoje karty zawodnicze. Najlepiej byłoby, gdyby obecną kadrę wzmocnić kilkoma niezłymi graczami. To mi wystarczy. Zbyt szeroki zespół wcale nie jest zbawieniem dla trenera. Wielu piłkarzy, którzy w innych klubach graliby pierwsze skrzypce, niezbyt dobrze znosi bowiem siedzenie na ławce. - Czy któryś z piłkarzy chce na pewno odejść? - Nikt nie deklaruje, że nie chce już więcej występować w Pogoni. - Co z Pawłem Skrzypkiem? Czy z początkiem przyszłej rundy będzie gotowy do gry? - Skrzypek już trenuje. On i Marek Walburg przechodzą rehabilitację. Powinni być zdolni do gry z początkiem marca. - Co z Veselinem Djokoviciem? Czy ma pan z nim jakiś kontakt? - Nie. I jestem rozczarowany jego postawą. Zgadzam się, że problem mieszkaniowy jest ważny, ale nie może być tak, że piłkarz wyjeżdża i nie daje znaku życia. Djoković nie potrafił po męsku powiedzieć, że nie chce już grać w Pogoni. Próbowałem się z nim kontaktować, ale dochodziło do śmiesznych sytuacji. Kiedy dzwoniłem do Belgradu o jedenastej wieczorem, mama Veselina odpowiadała mi, że jest na treningu. Innym razem odbierał kolega i mówił, że nie ma go w domu. Choć piłkarz zawsze podkreślał, że jest profesjonalistą, to teraz tego profesjonalizmu mu zabrakło.
Rozmawiał: -
Źródło: Przegląd Sportowy Data: czwartek, 13 grudnia 2001 r. Dodał: JuN |
2000 - 2024 | © Pogoń On-Line |
design by: ruben | redakcja | współpraca | ochrona prywatności | |||||