|
Dariusz Szubert: "Mój klub"
- Powiedzenie mówi, że nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki. Pan do Pogoni trafia po raz trzeci...
- Pogoń traktuję jako swój klub. Dlatego na grę w Szczecinie patrzę inaczej niż gdzie indziej. Tutaj czuję się jak w domu. - Pogoń zajmuje ostatnie miejsce w tabeli. Zdobyła jesienią zaledwie sześć punktów. Na co stać zespół w rozgrywkach wiosennych? - Nie chciałbym wydawać sądów przed rozpoczęciem rozgrywek. Nie wiem, czy znajdzie się nad strefą spadkową, czy też w niej. Myślę, że rozsądniej byłoby rozpatrywać każdy mecz oddzielnie, by spokojnie móc przygotować się do następnych potyczek. - W 2000 roku, gdy Sabri Bekdas sprowadził do Szczecina kilkunastu zawodników, pan był jednym z nielicznych ze starej Pogoni, którym udało się zostać w kadrze. Jednak pół roku później Edward Lorens już nie widział pana w składzie. - Odsunięcie mnie od drużyny nie było decyzją Bekdasa, Gdy rozliczaliśmy się z mojego zadłużenia, przeprosił mnie i powiedział, że to był błąd. Przyznał, że miał złych doradców, którzy podpowiadali mu złe propozycje. Właśnie oni rozpoczęli rozkład drużyny, co potwierdza dzisiejsza sytuacja w klubie. Wówczas tamte osoby myślały o interesie własnym, a nie o dobru drużyny. Żadna z nich nie była związana ze szczecińskim środowiskiem. Przyszli do klubu zarobić grube pieniądze i dziś z uśmiechem na ustach wspominają tłuste lata w Szczecinie. - Ma pan na myśli Janusza Wójcika, Edwarda Lorensa, Zbigniewa Koźmińskiego? - To pytanie pozostawię bez odpowiedzi. Wszyscy i tak wiedzą, o kogo chodzi. - Odchodząc z Pogoni zimą 2001 roku stracił pan szansę na świętowanie wicemistrzostwa Polski. - Nie dane mi było uczestniczyć w tym święcie. Można powiedzieć, że mam pecha, bo to już drugi medal, który przeszedł mi koło nosa. W 1987 roku, gdy Pogoń po raz pierwszy była druga w lidze, jeszcze nie grałem w drużynie. Do składu dołączony zostałem zaraz po tym sukcesie. - Co się z panem działo po odejściu z Pogoni? - Miałem półroczną przygodę z Widzewem. Był to pechowy okres. Trafiłem do Łodzi bez przepracowania okresu transferowego. Już w pierwszym meczu złamałem rękę i miałem sezon z głowy. - Po grze w łódzkim klubie było o panu cicho. - Wykorzystałem czas na uregulowanie spraw osobistych i rodzinnych. Teraz widzę, że było to bardzo ważne. Wielokrotnie przekonałem się osobiście i na przykładach innych kolegów z boiska, że w polskiej piłce na rozwój kariery zawodnika wpływ mają działacze i trenerzy. Im przyświeca własne dobro, a nie dobro drużyny i zawodnika. Interes, a nie przydatność decyduje często o grze. Czy to jest etyczne?
Rozmawiał: -
Źródło: Przegląd Sportowy Data: środa, 12 marca 2003 r. Dodał: JuN |
2000 - 2024 | © Pogoń On-Line |
design by: ruben | redakcja | współpraca | ochrona prywatności | |||||