|
Maciej Terlecki: Jeszcze nie powiedziałem ostatniego słowa
Kabaret z Maciejem Terleckim w roli głównej trwa już prawie miesiąc. Klub chce się go pozbyć, ale brakuje mu pomysłu - jak.
Piłkarz nie ma bowiem klauzuli w kontrakcie, która pozwalałaby na rozwiązanie umowy po rundzie jesiennej Co dalej? - Bez zmian. Wciąż jestem piłkarzem Pogoni. Ale przecież wiesz, że szefowie klubu chcą rozwiązać z Tobą kontrakt. - Jeszcze tego nie zrobili. Ciężko mi mówić o mojej przyszłości. W Pogoni wiosną raczej grać nie będę, ale to klub musi mi coś znaleźć. W chwili obecnej moja sytuacja jest identyczna, jaką w Szczecinie ma Olgierd Moskalewicz. Jak nie zgodzisz się na rozwiązanie kontraktu, to będziesz grał w rezerwach. - Zdaję sobie z tego sprawę, ale to będzie decyzja władz klubu. Nie będę mógł jej komentować. Mówi się o twoim transferze do Widzewa Łódź lub GKS-u Katowice. - Przyznaję, że jest zainteresowanie tych klubów i moje, ale żadnych negocjacji nie prowadzę. Dopóki Pogoń nie wyjdzie z jakąś inicjatywą lub propozycją transferu dla mnie, to nadal pozostanę w drużynie. Kontrakt obowiązuje mnie jeszcze 2,5 roku. Jeśli nic w najbliższym czasie się nie wyjaśni, to 2 stycznia stawiam się na treningu w Szczecinie. Podpisując latem kontrakt z Pogonią, nie zgodziłeś się na punkt, który zezwalałby Ci lub działaczom rozwiązanie umowy po każdej z rund. Bałeś się, że po kilku miesiącach władze będą chciały pozbyć się Ciebie z drużyny? - Uważałem, że pół roku to zbyt krótki okres, by cokolwiek komuś udowodnić. Mówiłem to wtedy i powtórzę teraz. Kto może mnie ocenić na podstawie kilku spotkań rozegranych w Pogoni? Słyszę, że drużyna ma się rozwijać. Chciałem jej w tym pomóc. Można jednak zaryzykować twierdzenie, że w Pogoni już nie zagrasz. Czemu się nie udało? - Tak naprawdę to ja w Szczecinie nie dostałem szansy na zaprezentowanie swoich umiejętności. Zagrałem w kilku spotkaniach, a zaledwie w trzech zagrałem w podstawowym składzie: w ligowych spotkaniach z Legią, Wisłą i pucharowych z Mazowszem. Miałem trochę pecha, bo akurat cały zespół był w kiepskiej formie. Na mnie jednak spłynęła największa krytyka. Niezasłużenie. Z Legią i Mazowszem grałem dobrze, z Wisłą - zgodzę się - jedynie poprawnie. Na tle kolegów nie wypadałem jednak najgorzej. Słabszą dyspozycję zrzuciłeś na źle przepracowany okres przygotowawczy. Kto za to odpowiada? - Nie jestem od tego, by szukać winnych. Wiadomo, że prawda leży gdzieś pośrodku. Mógłbym powiedzieć, że trener źle mnie przygotował. Jakby to świadczyło o moim profesjonalizmie? Przecież powinienem wyczuć, że czegoś mi brakuje, i sam kontrolować przygotowania. Na starcie sezonu bardzo dziwnie się to potoczyło. Z Legią zagraliśmy 30 minut wyśmienitej piłki. Zdecydowanie przeważaliśmy, prowadziliśmy 1:0. Szkoda, że Sergio Batata nie wykorzystał bardzo dobrej sytuacji, bo prowadząc 2:0 pewnie nie dalibyśmy sobie odebrać zwycięstwa. A wygrana z Legią byłaby wielkim sukcesem, a zespół na pewno zebrałby lepsze oceny i lepiej prezentował się w kolejnych meczach. To jednak tylko gdybanie. Z Legią grałem od pierwszej minuty. Przed meczem trener Bogusław Baniak przydzielił każdemu zadania taktyczne. Mnie poprosił, bym zajął się defensywą i nie angażował się tak często do ataków. Więc realizowałem to na boisku, a później skrytykowano mnie, że w ogóle byłem niewidoczny z przodu. Właściciel Pogoni Antoni Ptak przed podpisaniem z Tobą kontraktu mówił, że Szczecin jest dla Ciebie ostatnim klubem w ekstraklasie. Miałeś wrócić do wielkiej formy. - Nie czułem na sobie takiej presji i wcale nie uważam, że odchodząc z Pogoni, nie zagram już w I lidze. Jeszcze nie powiedziałem ostatniego słowa. Wkrótce spotkam się z prezesem Antonim i poszukamy sensownego rozwiązanie obecnej sytuacji.
Rozmawiał: -
Źródło: Gazeta Wyborcza Data: środa, 15 grudnia 2004 r. Dodał: Jakub Lisowski |
2000 - 2024 | © Pogoń On-Line |
design by: ruben | redakcja | współpraca | ochrona prywatności | |||||