|
Grzegorz Matlak: Staram się wszystko robić na sto procent
Rozmowa z Grzegorzem Matlakiem, obrońcą Pogoń Szczecin.
Wszystkiego najlepszego. Skończyłeś właśnie 32 lata. To - jak na piłkarza - poważny wiek. - Nieważna jest metryka, tylko samopoczucie. Mam nadzieję przeżyć jeszcze kilka wspaniałych chwil. Z futbolem jestem związany od trampkarza do seniora. Mam za sobą różne momenty: wzloty i upadki. Życie piłkarza nie jest kolorowe, jak to się niektórym wydaje. Pieniądze nie spadają z nieba. Trzeba na nie zapracować. Ja się cieszę, że doszedłem do pewnego pułapu: zagrałem - i gram nadal - w ekstraklasie. Niestety, nie było mi dane dostąpić zaszczytu gry w reprezentacji czy wyjechać gdzieś na Zachód i zarobić. Cieszę się jednak z moich sukcesów. Wychodzę na boisko i gram dla 20 tysięcy ludzi, którzy doceniają mój wkład i zaangażowanie. To wspaniałe, że tych kibiców jest aż tylu, a nie 1-2 tysiące jak w innych miastach. 32 lata to jednak chyba moment, kiedy trzeba spojrzeć trochę w przyszłość? - Zgadza się. Nie ma już sensu oglądać się za siebie. Od pewnego czasu spędzam wiele chwil na myśleniu o tym, co robić wtedy, gdy powieszę już buty na kołku. Wiem, że chcę moją przyszłość związać ze sportem. Poświęciłem swoje życie dla futbolu i niech tak zostanie. Nie mam zamiaru jednak zostać trenerem. Dość już stresu związanego z wynikami. To ciężki kawałek chleba. Gorszy niż bieganie po boisku. Mogą się tym zajmować ludzie, którzy mają do tego werwę. Ja mam natomiast werwę, ale do grania. Kiedy nadejdzie ten dzień, gdy zakończę już piłkarską karierę, będę chciał zostać menadżerem. Zrobiłem już pierwszy krok w tym kierunku i zapisałem się do szkoły w Warszawie. W listopadzie wybieram się na pierwsze zajęcia. Marketing sportowy i papiery menadżerskie. Ten kierunek wybrało już wielu piłkarzy, jak choćby Włodzimierz Lubański? - Każdy ma swoje powołanie. To niełatwy zawód, ale chcę go wykonywać. Fachowcy twierdzą, że niewielu jest piłkarzy, którzy tak doskonale znają własny organizm jak ty? Podobno kiedyś trener Baniak, a obecnie trener Panik dają ci wolną rękę w czasie treningów. Potem efekty są znakomite. Wszedłeś po kontuzji i byłeś najlepiej przygotowanym zawodnikiem w pojedynku z Górnikiem Zabrze... - Ze względu na moje kłopoty zdrowotne byłem zmuszony rozmawiać z wieloma ludźmi związanymi, mniej lub bardziej z medycyną - fachowcami w swoich dziedzinach. Chcąc nie chcąc nauczyłem się tego, jak o siebie dbać. Pan trener Panik wie o tym i mi ufa. Ja jednak nie nadużywam tego zaufania i wykonuję pilnie to, co muszę. To nie jest też tak, że zespół trenuje, a ja robie sobie coś innego. To co trzeba, wykonujemy razem. Poza tym szkoleniowiec wie, co dokładnie robię gdy przygotowuje się indywidualnie. Podobno wstajesz o 5 nad ranem, by pracować nad kondycją? - Zdarza się, że wstaję, gdy za oknem jest jeszcze ciemno. Biorę sport-tester, który pożyczyłem od trenera Panika, wychodzę do parku i ćwiczę. Staram się po prostu dobrze wykonywać swoją robotę. Chcę być dobry. Kiedyś, kilka lat temu, straciłem parę sezonów przez własną głupotę. Może gdybym pracował tak jak teraz, byłbym znacznie lepszym piłkarzem. Wiem jedno. Kiedy nie będę zaangażowany, kibic od razu to zauważy. Staram się wszystko robić na sto procent. Nie wypada nie zapytać o urodzinowe życzenie? - Przede wszystkim życzę sobie zdrowia. Bez tego nie ma szans na szczęście. Sportowe życzenie, to by Pogoń pokazała w tym sezonie lwie serce. Wsiadła do pociągu o nazwie "czołówka ekstraklasy" i jechała w nim do końca rozgrywek. Dosyć już przeciętności. Mam tez prywatne życzenie. Ale to juz zachowam dla siebie.
Rozmawiał: Przemysław Sas
Źródło: Głos Szczeciński Data: poniedziałek, 26 września 2005 r. Dodał: dejvi |
2000 - 2024 | © Pogoń On-Line |
design by: ruben | redakcja | współpraca | ochrona prywatności | |||||