|
Ekstraklasa w trzy lata! - to realny plan dla Pogoni
Prezesi Pogoni - Artur Kałużny i Grzegorz Smolny - oceniają półtora roku funkcjonowania szczecińskiego klubu, przedstawiają plany na rok 2009 i kolejne sezony.
Sportowa spółka zarządzana przez tzw. gastronomików i bardzo mocno wspierana przez miasto osiąga satysfakcjonujące wyniki sportowe, ale klimat wokół Pogoni jest nie najlepszy. Czy dobra postawa drużyny kierowanej przez Piotra Mandrysza i perspektywa wywalczenia awansu na zaplecze ekstraklasy już w czerwcu 2009 r. przyciągnie kibiców na stadion, zintegruje środowisko, a właścicieli klubu uczyni w pełni wiarygodnymi? Prezes Artur Kałużny i wiceprezes Grzegorz Smolny liczą na taki rozwój wydarzeń i przekonują, że mają naprawdę dobry "pomysł na Pogoń", który chcą realizować szczecińskim siłami. To znaczy przy wsparciu włodarzy miasta, lokalnych firm i tysięcy sympatyków Dumy Pomorza. Rozpoczyna się rok 2009 - jakie nastroje w klubie? Świadomość, że I liga na wyciągnięcie ręki? Artur Kałużny: - Nastroje optymistyczne. Zimowe transfery - miejmy nadzieję - udane, w szatni fajna atmosfera, bardzo dobry trener. Wiosenny terminarz korzystny, mamy duże szanse na to, by już po pierwszych kolejkach liderować tabeli, a w czerwcu cieszyć się z awansu. To byłaby piękna sprawa - w dwa lata z IV ligi na zaplecze ekstraklasy. Grzegorz Smolny: - Powinno się udać, dziś jednak nie możemy jeszcze mówić o I lidze. Mówimy o Pogoni drugoligowej, która jest zdeterminowana, by zrobić awans. Jeżeli to się uda, mamy zamiar zbudować drużynę, która będzie walczyła o... kolejny awans. Taki jest plan, ale czy zostanie zrealizowany i w jaki sposób, pokaże czas. To że mamy silną drużynę, i że wszystko fajnie teraz wygląda, nie daje stuprocentowej gwarancji sukcesu. Choć my w ten sukces wierzymy. Zaczynając od IV ligi, postawiliśmy sobie określony cel - ekstraklasa. Tylko ten poziom rozgrywek usatysfakcjonuje kibiców, władze miasta i nas jako głównych akcjonariuszy sportowej spółki. W trzy lata trzy awanse? Niewielu drużynom się to udało. G.S.: - Historia zatoczyłaby koło. W latach 1956-58 Pogoń takiego wyczynu już raz dokonała. A.K.: - Takie są nasze ambicje, choć nie można zagwarantować, że wszystko się uda. Podstawowe założenie brzmi - jak najkrótszy pobyt poza piłkarską elitą. Jeśli wszystko dobrze pójdzie, po dwóch latach istnienia nowej spółki i odbudowy klubu będziemy szykować się do batalii o ekstraklasę. W 2007 r. mało kto wierzył w ten scenariusz. Sportowo Pogoń się rozwija - to nie podlega dyskusji. Odbudowano struktury szkolenia, w dobrych warunkach funkcjonują grupy młodzieżowe itd. Ale nadal sporo mówi się o problemach organizacyjnych, brakach w kasie, długach. Wychodzą jakieś sprawy... A to nie zapłacono za nagłośnienie, a to zespół nie pojechał na obóz, bo zabrakło 20 tysięcy... G.S.: - To są zwykłe złośliwości. Jeśli chodzi o letni obóz, trener powiedział, że wyjazd nie ma sensu, bo wymieniana jest połowa drużyny, bardzo dużo zawodników przyjeżdża na testy. Codziennie pięciu nowych. Nie było nawet szkieletu zespołu, który mógłby wyjechać. Ile kosztuje w sumie utrzymanie klubu? A.K.: - Miesiąc miesiącowi nierówny. Jeśli są większe premie, więcej wyjazdów - wydatki rosną. Teraz też jest gorący okres, bo grupy młodzieżowe jeżdżą na obozy - to są spore koszty. Jeśli budżet klubu wynosi prawie pięć milionów, to dlaczego spółka terminowo nie płaci faktur? A.K.: - Wśród setek przelewów, których dokonujemy, zdarzają się przesunięcia. Ale to są tylko opóźnienia. Żadnych długów nie mamy! Czasami faktury płacimy po terminie, lecz nie ma w Szczecinie firmy czy instytucji, która nie otrzymałaby od nas pieniędzy. Również wszystkie zobowiązania wobec ZUS czy urzędu skarbowego są uregulowane. Warunkiem podpisania umowy z miastem - a przypomnę, że podpisywaliśmy już cztery - jest komplet dokumentów dotyczących rozliczeń. Gdyby coś było nie tak, nie dostalibyśmy pieniędzy w ramach tzw. promocji. Ale pół roku temu pojawił się problem, miejscy urzędnicy mieli zastrzeżenia. Dopiero gdy prezydent Piotr Krzystek wrócił z USA, sprawa ruszyła... G.S.: - To nie tak. Problem wynikał z tego, że Miejski Ośrodek Sportu, Rehabilitacji i Rekreacji nie przedstawił nam wyliczenia określonych kosztów. Później, jak przyszło do podpisania umowy, miasto zwróciło się do MOSRiR-u z pytaniem, czy nie mamy zaległości. Zrobili zestawienie i okazało się, że są trzy faktury do zapłacenia. Od razu je uregulowaliśmy. Ale ktoś życzliwy i przyjazny wyciągnął ten temat. Wina jednak nie była po naszej stronie. MOSRiR się spóźnił, w księgowości klubu nie było rachunków. A tak na marginesie - powołując do życia sportową spółkę i ruszając od IV ligi, mieliśmy zapewnienie, że miasto użycza nam obiekty za złotówkę. Ta "złotówka" to 12 tysięcy miesięcznie. A.K.: - Wątek finansów Pogoni bardzo wszystkich interesuje, więc chciałbym, aby jeden wyraźny przekaz dotarł do czytelników "Gazety" - pieniądze, które pozyskujemy dla klubu - od miasta, sponsorów - nie są przeznaczane na jakieś nasze premie. Wszystko idzie na funkcjonowanie spółki, a priorytetem jest pierwszy zespół i młodzież. Proszę się więc nie dziwić, że każda złotówka oglądana jest siedmiokrotnie, że szukamy różnych form rozliczeń z firmami. Ale są rzeczy, od których nie uciekniemy, nie zamieciemy pod dywan - trzeba zapłacić piłkarzom, trzeba sfinansować obozy juniorów itd. Natomiast jeśli możemy na czymś zaoszczędzić czy np. otrzymać premię za awans, jak choćby dzierżawa obiektów za złotówkę, dlaczego mamy o to nie zabiegać? Najłatwiej wydawać, a później myśleć - jak dopniemy budżet! My tak nie będziemy postępować. Skoro panowie nie macie nic do ukrycia, działacie w dobrej wierze, nawet podajecie kwoty, dlaczego przez półtora roku wokół Pogoni jest tyle "kwasów"...? A.K.: - Bo jest grupa ludzi, której oczekiwania wobec Pogoni były inne niż stan obecny. Nie będę rzucał nazwiskami, ale chodzi o tych, którzy w klubie nie pracują. Są rozczarowani, bo uważają, że powinni sprawować jakąś funkcję, mieć wpływ na decyzje itd. Twierdzą też, że my dorwaliśmy się do nie wiadomo jakich pieniędzy, że czerpiemy z Pogoni zyski. A prawda jest taka, że jako prezesi nie bierzemy dla siebie ani złotówki. Jesteśmy jedynymi osobami, które nie pobierają pensji od półtora roku. G.S.: - Naszym przekleństwem jest to, że jesteśmy postrzegani jako zwykli Kowalscy... Każdy, kto śledzi teraz losy Pogoni, myśli, że mógłby być na naszym miejscu. Tzn. poszedłby pogadać z władzami miasta, wziął parę złotych i rządził klubem. Nikt nie zadaje sobie pytania, ile prywatnych pieniędzy włożyliśmy w spółkę, a to już idzie w miliony; jakie warunki musieliśmy spełnić, by podpisać umowy z miastem, jakimi zdolnościami menedżerskimi i cechami osobowościowymi się wykazać, by np. ściągnąć do Szczecina trenera Piotra Mandrysza. A część kibiców nadal uważa, że przypadkowo dorwaliśmy się do piłkarskiego biznesu. Dzięki politycznym koneksjom. My nie jesteśmy ludźmi PO. Gdyby miastem rządził PiS lub SLD, też byśmy rozmawiali z władzami o Pogoni. Przypomnę - gdy klub odbudowywał się od IV ligi, każdy mógł przyjść do prezydenta i powiedzieć: widzę to tak i tak, liczę na pomoc miasta, ale wyłożę też milion lub dwa z własnej kieszeni. Droga otwarta, warunkiem było tylko powołanie sportowej spółki akcyjnej. Nikt się nie zgłosił. Prezesi klubu jako Kowalscy to bardzo ciekawy wątek. Jesteście panowie uznawani za - przepraszam - futbolowych dyletantów; tzn. znacie się na piłce tak jak każdy sympatyk sportu. Uchodzicie za ludzi zamożnych, ale nie na tyle, by finansować ligową drużynę. Wydaje się więc oczywistym, że bez politycznych koneksji byście "nie wystartowali". To że byliście lansowani przez liderów Platformy Obywatelskiej, nie jest tajemnicą. A.K.: - To tylko świadczy o tym, że mamy zdolności organizacyjne i pomysł na Pogoń. Potrafiliśmy pójść do Urzędu Miasta, potrafiliśmy rozmawiać z politykami, nie tylko z Platformy. Odbywały się spotkania z przedstawicielami różnych ugrupowań. Jako ludzie w pewnym sensie anonimowi umieliśmy przekonać rządzących do określonej wizji - uważam to za sukces, a nie coś, co by nas dyskredytowało. Mieliśmy świadomość, że bez zaangażowania władz Szczecina plan odbudowy klubu nie zostanie zrealizowany. Ale prezydent nie jest naszym wujkiem czy dobrym kolegą, który po prostu wykłada kasę na Pogoń. Pana Piotra Krzystka poznaliśmy dopiero wtedy, gdy rozpoczęły się rozmowy w UM. Kiedy odbędzie się spotkanie na temat nowej umowy? Jakie są oczekiwania przed rundą, która ma zakończyć się awansem do I ligi? A.K.: - Warunki na II ligę pozostają bez zmian, a o I lidze porozmawiamy po awansie. Ostatni mecz gramy 6 czerwca i będą dwa miesiące na to, by przekonać miasto, wspólnie pójść na fali i zrobić taki budżet, który stworzy szansę na ekstraklasę. G.S.: - Mamy prawo oczekiwać, że po dwóch udanych latach i - daj Boże - awansie do I ligi, będziemy uznawani za w pełni wiarygodnych. Tę wiarygodność budują wyniki sportowe, ale również to, że spółka dobrze funkcjonuje, że nie ma długów, że przekonaliśmy do współpracy wiele firm, że działamy z pasją... Przychodziliśmy do klubu, gdy nie było tu pół komputera, pół zawodnika i ani jednego trenera. Teraz jesteśmy na zupełnie innym etapie. W ciągu dwóch sezonów mamy szansę znaleźć się w tym samym miejscu, w którym była drużyna Antoniego Ptaka. Z tym że ona się rozpadała, była pośmiewiskiem, a obecna Pogoń idzie w górę! To niezaprzeczalny sukces, także nasz prywatny. I najlepsze potwierdzenie, że mieliśmy i mamy dobre intencje. Nie zabiegaliśmy - jak poprzedni inwestorzy - o jakieś tereny, prowadzenie strefy płatnego parkowania czy czegoś jeszcze innego. W stosunku do Pogoni Nowej też byliśmy czyści. Oddaliśmy połowę udziałów, mimo że akcjonariusze ze strony PSN nie przekazują ani złotówki na klub. W innym biznesie byłoby to nie do zaakceptowania, ale zgodziliśmy się, że będziemy przejmować akcje wraz z kolejnymi awansami. Pogoń Nowa, która rozpoczęła dzieło odbudowy jeszcze w czasach Antoniego Ptaka, chciała się w ten sposób zabezpieczyć. G.S.: - Rozumiemy to. Chciano nas sprawdzić i sprawdzono. Ale zaufania nadal brak. Gdy graliśmy w IV lidze, mówiono: Tylko patrzeć, jak się potkną. Był awans, więc zaczęło się gadanie: W II lidze golasy to już na pewno się przewrócą. A my nie mamy zamiaru się przewrócić! Zarzuca się nam, że udzielamy spółce pożyczek i tym samym ją zadłużamy. A jak dopiąć odpowiednio duży budżet, skoro nie możemy podnieść kapitału spółki? Blokują nas mniejszościowi akcjonariusze. I jeszcze słyszymy, że te pożyczki "gastronomicy" będą odzyskiwać! Bzdura. Pożyczki to pieniądze przejadane, nie odzyskamy ich. Ale będziecie posiadali prawie 100 procent udziałów. A.K.: - Dokładnie 94 procent. Wtedy trzeba będzie usiąść do stołu i podjąć strategiczne decyzje, czy sprzedajmy część udziałów, czy na przykład wchodzimy na giełdę. Ale żeby wykonać taki ruch, sprawy akcjonariatu muszą być uporządkowane. To otworzy możliwości. Właśnie. Często panowie powtarzacie "działamy z pasją, mamy wizję", ale w tle jest przecież konkretny plan biznesowy. Nikt nie uwierzy, że przez kilka lat będziecie dokładać do interesu. A.K.: - Na razie dokładamy, i to całkiem sporo. Śmiem twierdzić, że jesteśmy jedynymi ludźmi w Polsce, którzy na poziomie IV ligi wpompowali w klub takie pieniądze. W II lidze też być może pobijemy rekord. Nie jesteśmy jednak filantropami, finansowanie Pogoni traktujemy jako inwestycję. W każdym biznesie jest tak - by zebrać zbiory, trzeba najpierw zasiać i pracować. Ale szczerze mówiąc - nie liczę na jakieś wielkie zyski, czekam na moment, kiedy po prostu przestaniemy dokładać. Jeśli wejdziemy do ekstraklasy, uznam to za swój największy sukces zawodowy. G.S.: - Ja mam trochę inny pogląd niż Artur - uważam, że przyjdzie moment, kiedy Pogoń będzie dochodowym klubem. Pomysłów jest wiele - można po prostu sprzedać udziały, ale można też rozwinąć działalność - stworzyć silny, profesjonalnie zarządzany klub, który będzie zajmował czołowe miejsca w ekstraklasie, promował i sprzedawał zawodników, pozyskiwał duże fundusze od sponsorów. I taki właśnie jest nasz cel. Jedyny cel. A.K.: - Naszym celem jest stworzenie dobrego produktu - atrakcyjnego dla kibiców, reklamodawców, inwestorów. Jeśli Pogoń będzie magnesem przyciągającym poważnych inwestorów, dokonamy wyboru, w jakim kierunku idziemy. Mówiliśmy o tym od początku. Niewykluczone, że jeśli pojawi się człowiek gotów wyłożyć na Pogoń ileś milionów, to sprzedamy część udziałów. Ale to nie znaczy, że chcielibyśmy jak najszybciej wszystko sprzedać i zarobić. G.S.: - Wróćmy w tym miejscu do sytuacji ze Zbigniewem Drzymałą. Dlaczego zainteresował się Pogonią i Szczecinem? Nie tylko dlatego że można ściągnąć na stadion tłumy kibiców. Poszukiwał partnerów do prowadzenia sportowego biznesu i składał ciekawą ofertę. Mówił otwarcie: jestem pasjonatem piłki, ale nie mogę poświęcać klubowi tyle czasu, ile dotychczas. Szukam wspólników, ludzi kreatywnych, dobrych menedżerów. My w jego oczach te cechy posiadaliśmy. Spółkę nie zawsze powołuje się w sytuacji: ty masz milion, ja mam milion... Czasami jest 10 do 1, ale ta druga strona wnosi coś wartościowego - pracę, pomysły. A.K.: - Po nieudanych negocjacjach we Wrocławiu pan Drzymała wiedział, że Szczecin jest jedynym miejscem, gdzie można coś fajnego zrobić. Długo rozmawialiśmy, wielkopolski biznesmen zaufał nam, dobrze oceniał to, co dotychczas wykonaliśmy w Pogoni. Szkoda, że do ciekawego projektu nie udało się przekonać całego szczecińskiego środowiska. Z perspektywy kilku miesięcy można z pełnym przekonaniem stwierdzić, że "fuzja" byłaby dobrym ruchem. Na pewno nie gralibyśmy tylko o utrzymanie, stadion by się zapełnił, wychowankowie ogrywaliby się w Młodej Ekstraklasie itd. Klub dużo wcześniej znalazłby się we właściwym miejscu, co skutkowałoby np. przyspieszeniem decyzji o budowie stadionu. Szczecińskie środowisko, również ja, obawiało się powtórki z Piotrcovii. A.K.: - Nie było takiego zagrożenia. Zapisy w umowie nie pozwalały na takie ruchy, jakich dokonywał Antoni Ptak. Denerwuje mnie porównywanie Drzymały do Ptaka. Powiedzmy sobie szczerze - łódzki biznesmen mógł ze spółką zrobić wszystko. Drzymała - mógłby ewentualnie zrezygnować... Ale nie przeniósłby drużyny do innego miasta, nie odsprzedał jej komuś. Jeśli Pogoń w czerwcu 2009 r. awansuje, wielce prawdopodobne jest to, że znajdzie się drugi Drzymała. A.K.: - Będzie tak. Jeśli nasza praca przyniesie odpowiednie efekty. Ale od razu nasuwa się pytanie - czy trzeba koniecznie sprzedawać udziały? Nie! My jesteśmy przekonani, że można utrzymać Pogoń siłami szczecińskimi, przy rozsądnym gospodarowaniu. Wspomniane wcześniej wejście na giełdę umożliwiłoby pozyskanie pieniędzy z rynku. Scenariusze rozwoju są różne, ale jeśli chodzi o funkcjonowanie klubów w ekstraklasie, dominują dwa modele: zamożny właściciel, który może robić ze spółką i drużyną, co chce - przykładem Bogusław Cupiał i Wisła Kraków; albo sytuacja taka jak w Lechu Poznań, gdzie klub wspiera ogromna ilość mniejszych i większych podmiotów, cała lokalna społeczność żyje wynikami zespołu. W Szczecinie można by zrealizować ten drugi wariant. Dziś Pogoń i Lech to dwa światy, choć jeszcze pięć lat temu byliśmy na podobnym poziomie. G.S.: - Zawirowania z poprzednim właścicielem uczyniły w szczecińskim środowisku spustoszenie, trudno odtworzyć dawny, pozytywny klimat. Moim zdaniem problemem jest też "brak tożsamości", w Szczecinie mieszka ludność napływowa, nie ma takiego poczucia wspólnoty jak w Poznaniu. A.K.: - A ja uważam inaczej - byt kształtuje świadomość. Jeśli będą dobre wyniki, ludzie odzyskają wiarę, całe miasto znów zacznie identyfikować się z portowcami i emocjonować wielkim futbolem. G.S.: - Sukcesy przyciągną kibiców, ale mi chodzi o integrację na wcześniejszym etapie, kiedy jeszcze nie ma superwyników. Spójrzmy choćby na komentarze umieszczane w internecie, niektóre artykuły prasowe, rozsiewanie różnych plotek. To właśnie psuje atmosferę. Publikowane w mediach materiały mają ogromną siłę rażenia, a nie zawsze są wiarygodne, prawdziwe. Ktoś coś chlapnie na portalu internetowym i nawet nie ma świadomości, jak wielką krzywdę uczynił klubowi. Przecież to czytają również potencjalni sponsorzy, partnerzy biznesowi. Niektórzy się dziwią, jak to możliwe, że obecna Pogoń jest lepiej postrzegana "na zewnątrz" niż w samym Szczecinie. Warto zastanowić się, kto jątrzy w środowisku? To jest parę osób, a reszta powtarza plotki. Nie zauważyliśmy, by np. właściciele firm oceniali nas negatywnie i niechętnie przyjmowali. Tu nie ma żadnej blokady, nie jest podważana nasza wiarygodność, choć wielu "życzliwych" twierdzi, że sponsorzy nie chcą rozmawiać z "gastronomikami". Mówicie panowie, że macie złą prasę, że dziennikarze szukają sensacji, że niektórzy kibice sieją ferment. I zawsze przyczyn szukacie poza klubem. Może warto by było pomyśleć o ociepleniu wizerunku, zbudowaniu zdrowych relacji, zaufania... Pokażcie, że Kałużny i Smolny są kibicami, a nie tylko biznesmenami realizującymi jakiś chytry plan? A.K.: - Fakt, w tej sferze popełniliśmy błędy. Byliśmy przekonani, że wyniki nas obronią. Plan sportowy jest wykonywany, jednak to nie gwarantuje atmosfery. G.S.: - Może po awansie do I ligi sytuacja się poprawi. Większość kibiców uwierzy, że nie mamy zamiaru szybko dorobić się kosztem Pogoni i... uciec. Jesteśmy ludźmi stąd, chyba zasłużyliśmy sobie na trochę zaufania. A nad "ociepleniem" wizerunku będziemy pracować, choćby w relacjach z mediami. Zacznijmy od wspólnej kampanii pod hasłem "Nowy stadion dla Szczecina"! A.K.: - Cisza wokół tej inwestycji bardzo nas niepokoi. Obiekt w Dąbiu miał powstać do 2012 r., ale to raczej nierealne. Miasto zleciło opracowanie studium wykonalności i w czerwcu 2009 r. poznamy treść tego dokumentu. Jeśli okaże się, że inwestycja jest zbyt droga, nieopłacalna, staniemy przed poważnym problemem. Wiadomo, że Pogoń grająca w ekstraklasie potrzebuje stadionu. Lifting obecnego nie wystarczy, warunkowa licencja sprawy nie załatwi. Pogramy rok i co dalej? Najgorszy scenariusz to zwlekanie z podjęciem decyzji. Chyba najsensowniejszym rozwiązaniem byłaby gruntowna przebudowa, prowadzona etapami. Nie byliśmy zwolennikami tego rozwiązania, ale raczej nie ma innej opcji. Trzeba budować czwartą trybunę i całe zaplecze. Dziś stadion nie spełnia wymogów, np. jeśli chodzi o szatnie, zadaszone miejsca dla dziennikarzy i VIP-ów. Gości wstyd zapraszać pod parasole. Tym bardziej że pozostałe sektory puste. Frekwencja w II lidze dramatycznie niska, nawet po serii zwycięstw. Dlaczego? G.S.: - Na pewno mamy do czynienia z kryzysem, wielu kibiców śledzi wyniki, ale na mecze nie przychodzą. Piotr Mandrysz był w szoku, gdy zobaczył pustki na trybunach. Mówił, że nawet w IV lidze spodziewałby się większej ilości widzów. Przecież Pogoń to Pogoń! Seria zwycięstw też nie przyciągnęła ludzi, ale to można wyjaśnić - wcześniej drużyna grała bardzo słabo, brzydko dla oka. Nastąpił przełom, lecz najważniejszych wyjazdowych spotkań kibice nie obejrzeli. Pewnie większość pomyślała - wygrali fartem. W listopadzie już nie było szans na to, by pięć czy siedem tysięcy fanów przyszło na stadion. Ale wiosną frekwencja powinna być znacznie wyższa, także ze względu na ofensywny styl drużyny Piotra Mandrysza. A.K.: - Już inauguracyjne spotkanie z MKS Kluczbork zapowiada się jako hit, potyczka o fotel lidera! Będziemy ten mecz reklamować, jednak najważniejsze jest wytworzenie pozytywnej atmosfery, swoistego ciśnienia. Bardzo liczymy na wsparcie mediów, środowiska kibiców. Skoro już zapowiadamy pierwszy mecz rundy wiosennej - jesteście panowie zadowoleni z transferów? Można spodziewać się jeszcze jakichś niespodzianek? A.K.: - Sytuacja dynamicznie się rozwija, trwają rozmowy z piłkarzami, więc może dojść jeszcze do ruchów kadrowych. Ale nawet w obecnym składzie Pogoń jest chyba najsilniejszą ekipą w II lidze. Na pewno wiosną będzie mocniejsza niż jesienią. Duża część zawodników z powodzeniem mogłaby grać szczebel wyżej i z taką myślą budujemy zespół. Ufamy Piotrowi Mandryszowi, który swoją dotychczasową pracą, wynikami osiąganymi w kilku klubach potwierdził, że doskonale umie poukładać wszystkie sprawy w szatni i na boisku. Odpowiada nam styl obecnego szkoleniowca, jego wizja drużyny, decyzje personalne itd. G.S.: - Polityka kadrowa jest przemyślana, sporo się nauczyliśmy przez kilkanaście miesięcy. Pogoń będzie pozyskiwać perspektywicznych graczy za rozsądne pieniądze i odważnie stawiać na młodych, w tym wychowanków. Nie mamy zamiaru przepłacać, ściągać na siłę rutyniarzy. Co nie znaczy, że nie powalczymy o kogoś z nazwiskiem. Przykładem jest Marcin Nowak, bardzo dobry obrońca, o którego zabiegał m.in. Górnik Zabrze. Gdybyśmy się nie pospieszyli, Nowak grałby właśnie w Zabrzu... albo został w Gliwicach, bo doszło tam do zmiany trenera. Kibice Piasta żałują Nowaka, ale jeszcze bardziej tęsknią za Mandryszem. To najważniejszy nabytek, największy sukces Pogoni? G.S.: - Tak. Wyniki mówią same za siebie. Szkoleniowiec jest dziś wielkim atutem klubu. Drużyna gra skutecznie i widowiskowo, jesień zakończyła w imponującym stylu. Pozytywna przemiana zespołu po przyjściu Mandrysza nie jest przypadkiem. Spójrzmy na jego wcześniejsze osiągnięcia w Piaście Gliwice czy RKS Radomsko. Z jaką kadrą i z jakim budżetem wywalczono awans? Może Pogoń pójdzie właśnie drogą Piasta czy choćby Śląska Wrocław. Drużyna Ryszarda Tarasiewicza - o której Mandrysz wypowiada się bardzo pozytywnie - też awansowała z dawnej III ligi do ekstraklasy, bazując na grupie stosunkowo mało znanych zawodników, prowadząc rozsądną politykę transferową i finansową. A.K.: - Rozumiemy presję, jeśli chodzi o głośne transfery - Pogoń jest klubem, który musi awansować, szybko i w dobrym stylu! Stąd oczekiwania kibiców, mediów. Nikt nie traktuje nas jak drugoligowca. Ale z drugiej strony - ten poziom rozgrywek jest nieatrakcyjny dla graczy z górnej półki. Sytuacja zmieni się, gdy będziemy klubem walczącym o ekstraklasę. Chcemy stworzyć wspólnymi regionalnymi siłami klub, z którego będziemy dumni w całym kraju. Gorąco zapraszamy wszystkich kibiców na stadion! Oby na inaugurację wiosny w sobotę, 14 marca było nas jak najwięcej.
Rozmawiał: Tomasz Maciejewski
Źródło: gazeta.pl Data: środa, 14 stycznia 2009 r. Dodał: Plum |
2000 - 2024 | © Pogoń On-Line |
design by: ruben | redakcja | współpraca | ochrona prywatności | |||||