|
Rozmowa z byłym Portowcem - Jackiem Chańko
- Nie był pan w stanie podołać warunkom Bundesligi?
- To nie tak. Trener zwyczajnie na mnie nie stawiał. Do dziś mam wycinki z gazet, w których chwalono mnie za występy w meczach towarzyskich. Byłem zachwycony warunkami, jakie zastałem w Werderze. Podobało mi się podejście piłkarzy do zawodu. Myślę, że wiele się od nich nauczyłem. Ale chciałem grać i dlatego przed upłynięciem kontraktu postanowiłem poszukać sobie miejsca w innej drużynie. - Z deszczu trafił pan pod rynnę. Chyba nie spodziewał się pan, że w Pogoni też sobie nie pogra. - Edward Lorens gorąco mnie namawiał na tą przeprowadzkę. Wiadomo, nie mógł zagwarantować mi pewnego miejsca w pierwszej drużynie, ale obiecał, że będzie na mnie stawiał. Jednak od pierwszego dnia czułem, że coś jest nie tak. Na pierwszym zgrupowaniu w Turcji mieliśmy sparing z Werderem. Było dla mnie ważne, by w tym meczu zagrać przeciwko dawnym kolegom. Tymczasem trener Lorens posadził mnie na ławce. Nawet minuty nie zagrałem w tym spotkaniu. Od razu zrozumiałem, że nie ma dla mnie miejsca w zespole. Jeszcze próbowałem być cierpliwy i czekać na swoją szansę. W inauguracyjnym meczu nie zagrałem, w następnym już wyszedłem od pierwszej minuty, ale w kolejnych znów zabrakło dla mnie miejsca. Gdy na mecz z Wisłą nie było mnie nawet wśród rezerwowych, nie wytrzymałem. Poszedłem do trenera z zapytaniem, co jest grane? Ten specjalnie się nie tłumaczył. Powiedział, że ma wielu piłkarzy i każdy z nich chce grać. Dał mi jednoznacznie do zrozumienia, że nie mam większych szans na występy w Pogoni. Uważam, że trener Lorens postąpił wobec mnie nie fair. - Czy trener mówił, że nie pasuje pan do jego koncepcji lub rozczarowała go pana postawa na boisku? - Nigdy takich słów nie usłyszałem. Wręcz przeciwnie. Chwalił mnie za postawę na treningach. Mówił, żebym pracował tak dalej, tymczasem zagrałem w pięciu spotkaniach. Dla zawodnika, który przyjeżdżał z Niemiec, była to prawdziwa porażka. - A może zwyczajnie przegrał pan rywalizację z innymi zawodnikami. - Trudno mówić o normalnej rywalizacji w sytuacji, gdy niektórzy zawodnicy mieli stałe miejsce w zespole, choć trenowali dwa, trzy razy w tygodniu. Trener otoczył się paroma starszymi zawodnikami i razem z nimi ustalał sobie skład. Oprócz mnie w odstawkę poszli inni zawodnicy sprowadzeni na rundę wiosenną. Mam na myśli Jurka Podbrożnego i Sergio Batatę. Zwłaszcza ten pierwszy na treningach pokazywał wielką klasę, mogłem się od niego wiele nauczyć. - Czyżby w Pogoni nie wszystko przebiegało w duchu sportowym? - Nie jest łatwo odnaleźć się w polskiej lidze. Niestety nie zawsze umiejętności piłkarskie decydują o nominacji do wyjściowej jedenastki. - Czyli na układy nie ma rady? - Chcę jeszcze pograć w polskiej lidze, dlatego nie będę wywlekał na wierzch brudów. - Szkoda, że zawodnicy nie chcą mówić o takich rzeczach. Przecież to może oczyścić polski futbol. - Rzeczywiście są tacy piłkarze, którzy nie boją się mówić prawdy. Dlatego cenię za szczerość Wojtka Kowalczyka i Maćka Szczęsnego. Pewnie przyjdzie taki czas, że i ja odważę się na opowiedzenie o pewnych kulisach naszej ligi. - Nie wyszło panu w Werderze, potem w Pogoni. Kolejna pana porażka jest związana z wątkiem izraelskim. - Ale ta sprawa miała zupełnie inny charakter. Wszystko już było dogadane. Marek Citko nawet zdążył podpisać kontrakt. Co z tego. Okazało się, że beniaminek z Izraela nie miał w ogóle pieniędzy. A szkoda, bo obaj czuliśmy się tam bardzo dobrze. Można nawet powiedzieć, że piłkarsko się tam odbudowaliśmy. Teraz przy tych atakach terrorystycznych w USA, może to i lepiej, że jesteśmy w Polsce. - Na pewno nie tak pan sobie wyobrażał rozwój swojej kariery. - To prawda, ale wierzę, że ostatnie lata nie były dla mnie stracone. Wiem, że ktoś na górze czuwa nade mną. Skoro ostatnio nie grałem, to był w tym jakiś sens.
Rozmawiał: -
Źródło: Przegląd Sportowy Data: czwartek, 20 września 2001 r. Dodał: JuN |
2000 - 2024 | © Pogoń On-Line |
design by: ruben | redakcja | współpraca | ochrona prywatności | |||||